Nie wiem dokładnie, z jakiego okresu były - rzymskie na pewno nie, może bizancyjskie albo ottomańskie. Ja się na tym zupełnie nie znam, a żadnych oświecających napisów niestety nie było, więc oświecić się na miejscu nie dało. Ten brak informacji dla niedouczonych lecz chętnych wiedzy turystów okazał się być normą, rzadko który zabytek był opisany, a było ich sporo. To sprawiło, że dwa dni później poczuliśmy, jak dla nas niezwykłą, potrzebę zwiedzania muzeów, ale o tym później. Za to widoki z góry na dolne miasto były nieocenione.
Otoczenie starych murów i baszty
Nastała pora obiadowa i kawałek niżej udało nam się znaleźć restaurację, która wyglądała nieco mniej turystycznie niż te na samej górze. Zjedliśmy bardzo przyzwoity obiad, złożony z souflaki, sałatek i produktów ze świetnie przyprawionego mielonego mięsa, sprzedawanych jako kulki, ale uformowanych na kształt kiełbasek. Tu należy zanotować, że dania opisane w angielskim menu jako sałatka mogą zaskakiwać: np., zaliczają się do nich tzatziki – sos jogurtowo-ogórkowy, kromki sera Feta czy skordalia – grecki sos czosnkowy z dodatkiem zmielonych ziemniaków.
Po obiadku zaczęliśmy schodzić w dół, wypatrując klasztoru, którego przedziwną fasadę zauważyliśmy w drodze na górę – wyglądała jak stara budowla nadbudowana betonem, takim z polskich lat 60-tych, i bardzo nas to zaciekawiło, ale wewnątrz już tego nie znaleźliśmy, więc ta nadbudowa musiała być na zewnętrznym murze.
.
i kilku dużo późniejszych,
Pod murem jednego budynku wystawione były rzymskie wykopaliska, np. głowice kolumn lub kawałki gzymsów.
Oprócz starych budynków, wykończonych różowawym tynkiem z wlepionymi poziomo i na płasko zielonymi kamieniami i czerwonymi cegłami, co zresztą napotkaliśmy w wielu starożytnych budowlach w Salonikach, była niespodzianka: olbrzymia klatka, czy raczej zagroda, z przepięknymi, bardzo dorodnymi, pawiami.
Po wizycie w klasztorze zaczęliśmy schodzić w dół, w stronę morza i naszego hotelu. Uliczki były wąskie i bardzo kręte, otoczone domostwami z piękną, śródziemnomorską roślinością na balkonach i tarasach.
Mieszkańcy najwyraźniej nie mieli do nich żadnych wstrętów, bo dowody ich dokarmiania były powszechne.
Schodziło się fajnie, bo co chwilę trafiało się na jakiś uroczy zaułek albo na niespodziewaną panoramę miasta, ale nie polecałabym tego w butach na obcasach, bo stromo. Zdumiewał mnie fakt, że na niektórych uliczkach był przystanek autobusowy - nie mam pojęcia, jak one sobie tam dają radę.
Schodząc coraz niżej natrafiliśmy na kilka mniej lub więcej zaniebanych świątyń, a wśród nich na ottomański kościół w bardzo nieciekawym stanie,
Po tym pełnym kulturowych wrażeń dniu, przed spoczęciem w hotelu, odwiedziliśmy mały bar na pobliskiej, niespecjalnie urokliwej ale całkowicie tubylczej ulicy, wybrany z powodu niepokaźnego i niekrępującego wyglądu. Miał dwa stoliki na zewnątrz, więc, ponieważ było ciepło i słonecznie, usiedliśmy przy jednym z nich i zamówiliśmy piwo. Po chwili mąż uznał, że ciekawiej może być wewnątrz, więc zdecydowaliśmy się tam przenieść. Na drzwiach wejściowych widniał obowiązujący w UE zakaz palenia, ale zauważyłam wewnątrz palących i popielniczki. Na wszelki wypadek grzecznie zapytałam młodą i piękną kelnerkę (chyba Greczynkę), czy w środku można palić. Jej odpowiedź brzmiała: „Ależ oczywiście, przecież jesteśmy w Grecji!” To potwierdziło moje domysły, sprowokowane wcześniejszymi i późniejszymi spostrzeżeniami, że w Grecji Unia rządzi, ale tylko jeżeli to rządzenie nie wchodzi w drogę utartym zwyczajom. W ogóle podejrzewam, że panuje tam bardzo bezstresowa filizofia laissez-faire – niestety nie znam odpowiednika w języku greckim i nawet nie wiem czy takowy istnieje, ale francuski oddaje to świetnie.
Wystrój wnętrza baru był bardzo kolorowy i, delikatnie mówiąc, raczej eklektyczny, czyli na chłopski rozum pomieszanie z pomyleniem, ale efekt ogólny był ciepły i przyjazny.
Po przeciwnej stronie uliczki było coś, co wyglądało na zamknięty sklep z intrygującym szyldem:
Oj, kusisz tą Grecją. Zdjęcia cudne, obejrzałam każde po trzy razy i prawie już zaczęłam się pakować na wyprawę do Grecji. Cudnie. :)
OdpowiedzUsuń