niedziela, 6 września 2015

Wybrednego smakosza przegląd sopockich restauracji

Uwielbiam jeść i zresztą gotować też, ale tak się składa, że co najmniej raz na tydzień jadam w restauracji.  W Sopocie jest ich zastraszająca ilość i wiele z nich przez ostatnie parę lat odwiedziłam, z różnym powodzeniem.  Poniżej opisuję moje wrażenia z nich, ale, żeby je w pełni zrozumieć, trzeba znać mój gust kulinarny.  Lubię potrawy wyraziste, dobrze przyprawione, nie unikam ostrych; uwielbiam kuchnię polską,  francuską, włoską, hinduską i chińską;  nierozgotowane warzywa swojskie i śródziemnomorskie, kiszonki, surówki i zielone sałatki z odpowiednim sosikiem oraz wszelkie zioła i czosnek. Lubię mięsa i sery, najświeższe ryby oraz krewetki, homary i raki (niestety na małżowate mam uczulenie) a także pierogi, naleśniki i kluski (oprócz śląskich, bo zbyt gumowate).  W poniższych opisach nie podaję dokłanych adresów, ale chętni mogą  je łatwo znaleźć w Internecie – wiele jest na głównym sopockim deptaku prowadzącym do mola, ul. Bohaterów Monte Cassino.

Bar Przystań – najpopularniejsza w Sopocie restauracja rybna i bodajże jedyna, która się w rybach specjalizuje. Znajduje się tuż przy plaży na gdańskim skraju Sopotu i zawsze jest zatłoczona.  Moim zdaniem jest mocno przereklamowana: ryby, owszem, świeże, ale te z pieca są wysuszone i słabo przyprawione, a dodatki miernej jakości. Można tam pójść, ale niekoniecznie.

Baroco – na rogu ulic Boh.Monte Cassino i Westerplatte, ze stolikami na zewnątrz.  Jedzenie jest wspaniałe i pięknie podane: befsztyki, pieczone i smażone ryby, sałatki oraz bardzo tanie i pyszne zestawy obiadowe (zupa i drugie) w południe, ale obsługa i organizacja marniutka i łatwo się załamuje -  przypuszczalnie z powodu niedoświadczonego kierownika i niedoświadczonych, przepracowanych kelnerek.  Moje ulubione danie to pieczony łosoś z mozzarellą i suszonymi pomidorami na gotowanych warzywach (kalafior, brokuły, marchew, cukinia), ale jadłam tam też świetne flądry z pieca. Polecam cierpliwym gościom o stoickim usposobieniu.

Smakosz – mniej więcej w połowie ul. Boh.Monte Cassino. Reklamuje polskie dania i owszem, ma  je w menu, ale kiedy tam zawitaliśmy z naszymi litewskimi gośćmi, okazało się, że np. żadnych pierogów akurat nie ma. Mąż tam tydzień wcześniej jadł pyszny szpinak z masłem i czosnkiem, ale tego dnia nam się nie powiodło.  Ja zamówiłam smażonego łososia, którego podali wysmażonego do sucha,  w panierce – no toż to świętokradztwo! Towarzyszące surówki były znośne, ale nieciekawe.  Kolega jadł smutno i wątle wyglądające pieczone żeberka, a mąż polędwiczki wieprzowe z kurkami, które były bardzo smaczne.  Ogólnie więc nie polecam.

Cuda Wianki – przyjazna i tania naleśnikarnia na górze Monte Cassino. Pyszne naleśniki ze zwykłej mąki lub pełnoziarnistej albo ziemniaczane, z dużym wyborem farszu.  M.in. robią naleśnik z farszem jak do pierogów ruskich – niebo w gębie!  Jedyny mankament to mała ilość stolików, więc zwykle trzeba chwilę poczekać. Uwaga: nie podają piwa ani wina!  Zdecydowanie polecam.

Błękitny Pudel – na Monte Cassino, mniej więcej naprzeciw Krzywego Domku, ze stolikami  na zewnątrz.  Ceny przystępne, jedzenie bardzo dobre,  mają niezbyt szerokie menu zawierające  swojskie polskie potrawy (np. doskonałe pierogi ruskie, kaszanka, wątróbka) oraz różne bardziej wykwintne, ale co najmniej pół godziny się na nie czeka.  Polecam dla cierpliwych, zawsze można czas zabić herbatką czy piwem.

Mówisz i MASZ (do niedawna Image) – cenowo niezbyt droga jak na Sopot, bardzo dobra restauracja / pub na Grunwaldzkiej. Jako Image, jeszcze na początku tego roku, była moją ulubioną restauracją, bo miała ciekawy,  przytulny  i niecodzienny wystrój (m. in.  z rysunkami z Kamasutry na suficie) i oferowała  pyszne zestawy obiadowe (zupa i drugie) za 20 zł, z których mąż zawsze korzystał, a w menu miała wykwintne dania, np. skwierczące krewetki w maśle z czosnkiem (moje ulubione) czy kotleciki z jagnięciny.  Obecny wystrój jest prosty i mniej przytulny, ale może bardziej atrakcyjny dla młodych?  Podejrzewam, że w nowej nazwie „i MASZ”   odzwierciedla polską wymowę francuskiego słowa „image”.  Menu nie zawiera już tanich zestawów obiadowych, chociaż może po sezonie do nich powrócą, ale nadal serwują te wspaniałe krewetki oraz codziennie wybór świeżutkich i dobrze przyrządzonych ryb.   Podczas ostatniej tam wizyty, dwa tygodnie temu, odrobinę się zawiodłam, bo przy zamawianiu wskazałam palcem na menu ciekawie brzmiący chłodnik z jogurtem, rzodkiewką i kalarepą, a przyniesiono mi  taki z botwinki, który widniał na tablicy przed restauracją, i na dodatek nie tak smaczny jak ten, który często sama robię.  Absolutnie nie był zły, ale uważam, że kelnerka  (jakaś nowa, bo nigdy przedtem jej tam nie widziałam) powinna była mnie poinformować  o tym przy zamawianiu. Pomimo tego,  polecam  gorąco.

Sanatorium – dwa kroki od Mówisz i MASZ, potrawy tańsze i bardzo pyszne. Najlepsze są makarony, które można wybrać do każdej potrawy.  Ja zwykle biorę moje ulubione farfalle w potrawie  Sanatorium - szparagi, czosnek, oliwa i boczek.  Polecam.

Pizza Tresoro – na górze Monte Cassino oraz przy Władysława łokietka w kierunku na Gdańsk. Ciasto doskonałe!  Moja ulubiona pizza to ta z pikantnym włoskim salami, ale wybór jest olbrzymi.  Polecam.

Dwie restauracje hinduskie, niedaleko od siebie na Grunwaldzkiej, jedna po tej stronie co Sanatorium, a druga po przeciwnej.  W pierwszej podają potrawy może i z hinduskich przepisów, ale chyba robione z polskich zastępczych składników, więc efekt w niczym nie przypomina mojej ukochanej kuchni hinduskiej.  W drugiej każde danie jest serwowane w takim samym pomidorowym sosie, co w ogóle nie ma odniesienia do prawdziwej kuchni hinduskiej, którą dobrze znam.  To jest skandal i obraza! Absolutnie odradzam!

Browar Sopocki – były  Złoty Ul  na górze Monciaka – od niepamiętnych czasów była to knajpa dla samotnych i spragnionych oraz dla chętnych na czarnorynkowe dolary, gdzie równie dobrze można było wypić kawę i zjeść ciastko jak się upić.  Od niedawna  jest tam elegancka restauracja, a w głębi prawdziwy i działający browar, produkujący najprzedziwniejsze piwa, które serwowane są w restauracji . Mają wspaniałe befsztyki, ale podają je z wielkimi i kompletnie nieporęcznymi  kuchennymi nożami zamiast noży do steków – może wydaje im się, że tak jest bardziej światowo, ale naprawdę trudno tym jeść.  Warto spróbować.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...