Dzisiaj na rogu
mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod
tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskiego", wmurowaną w ścianę
budynku, w którym kiedyś nauczał studentów.
Przybył na
miejsce z wielką pompą i paradą. Akurat
wracałam ze spaceru z psem, zahaczając po drodze o piątkowy targ , żeby nabyć
pomidory Lima do przecieru. Patrzę, a tu
auto policyjne zagradza wjazd na główną ulicę, od której odchodzi moja
przecznica, ale nie zatrzymali mnie. Widziałam,
że przepuścili autobus miejski, ale żadnych innych pojazdów. Podążyłam więc raźnym krokiem wzdłuż
zamkniętej ulicy w stronę domu, bo miałam pilną potrzebę, a poza tym niosłam
targowe zakupy. Po paru minutach marszu
usłyszałam policyjne syreny wyjące na głównej arterii miasta, a zaraz potem
na ulicę wjechał konwój pięciu aut na sygnałach i zatrzymał się przed pamiątkową
tablicą. Nie bacząc na nie szłam dalej,
ale tuż przed rogiem mej ulicy stał jakiś facet i gdy chciałam go ominąć,
zatrzymał mnie i poprosił, grzecznie zresztą, żebym chwilę poczekała. Czekać nie mogłam, bo moja pilna potrzeba
stawała się coraz pilniejsza, a poza tym byłam dosłownie 50 m od domu. Na szczęście kiedy powiedziałam, że nie idę
na róg z pamiątkową tablicą tylko chcę dojść do domu w tej przecznicy, to mnie
przepuścił.
Skręcając w
moją ulicę nie mogłam przeoczyć ok.
20-tu nerwowych facetów w garniturach ani premiera, składającego olbrzymi
bukiet pod pamiątkową tablicą. Idąc
później do sklepu, obejrzałam ten bukiet: składał się z białych i czerwonych
róż, a szarfa przy nim obwieszczała wielkimi złotymi literami na
złoto-biało-czerwonym tle dawcę, nie wspominając nic o tym, któremu ten hołd
oddawał.
A tak w
kwestii formalnej: białe róże? Czyż nasz
wódz nie potępił ich na wsze czasy jako symbol nienawiści?