czwartek, 10 grudnia 2015

Internetowa niespodzianka

Parę dni temu, jeszcze przed śniadaniem, mąż zaskakuje mnie pytaniem o moje potencjalne poczynania na jego koncie bankowym, do którego posiadam kartę płatniczą: Czy wczoraj zapłaciłaś te  sumy kartą?  Pokazuje mi  listę czterech transakcji, w sumie na około 3200 zł, zarejestrowanych na koncie poprzedniego dnia. Kwoty nic mi nie mówią i zresztą wiem doskonale, że tego dnia użyłam karty tylko raz i to na niewielką sumę, nieodpowiadającą żadnej z tych kwot.  Ja to bywa z ludźmi, którzy nie muszą się rano spieszyć do pracy, jesteśmy jeszcze półprzytomni od za długiego spania (chociaż najwyraźniej mąż zdążył już sprawdzić konto w Internecie) i paradujemy po mieszkaniu w piżamach, ale powoli zaczyna do nas docierać, że coś jest nie tak. Mąż jest akurat na „posiedzeniu”, ale zostawił drzwi otwarte, więc możemy kontynuować nasze dociekania.

Na razie te cztery transakcje, opisane jakimiś cyframi i nazwą Facebook, są na liście zablokowanych środków, co oznacza, że zostały autoryzowane i czekają na realizację, a suma ich jest  zarezerwowana na koncie jako wydane pieniądze, więc mamy nadzieję, że może jeszcze da się te transakcje anulować.  Mąż jest za wizytą w banku jak tylko się ogarnie, ale ja uważam, że lepiej będzie niezwłocznie zadzwonić.  Wchodzę na stronę banku, odnajduję bez trudu numer linii pomocy i łączę się.  Oczywiście odbiera elektroniczna sekretarka, która proponuje mi kilka, na szczęście prostych, opcji do naciśnięcia lub wypowiedzenia, ale nie wybieram żadnej z nich i po krótkiej chwili zostaję połączona z ludzką istotą.  Imponuje mi to bardzo, bo już wiele razy doświadczyłam, w innych instytucjach, strasznie długiej i skomplikowanej listy opcji i bardzo wydłużonego  oczekiwania na kontakt z człowiekiem z krwi i kości.

Odzywa się bardzo miła pani, która rzeczowo zadaje pytania i radzi, żeby mąż sprawdził na koncie, z której z naszych dwóch kart te transakcje zostały wykonane, bo tę kartę trzeba natychmiast unieważnić, więc mąż, nadal w dezabilu bo właśnie się wybierał pod prysznic, leci włączyć komputer stacjonarny,  bo jego telefon nagle odmawia połączenia z kontem.  Pani cierpliwie czeka i kiedy się okazuje, że transakcje były z karty męża, prosi go do telefonu w celu potwierdzenia tożsamości i unieważnia jego kartę.  Twierdzi jednak, że tych transakcji nie da się już powstrzymać  i że te kwoty wyjdą z konta.  Doradza wizytę na policji w celu zgłoszenia przestępstwa i uzyskania o tym zaświadczenia, bo tylko wtedy bank będzie mógł zwrócić te pieniądze na konto.

Tego popołudnia udajemy się więc na komendę policji, z wydrukiem podejrzanych transakcji oraz okienka konta jakiejś tajemniczej reklamy, które w tym samym dniu ukazało się na Facebook’u męża jako jego zakup i potencjalnie ma związek z tymi transakcjami.  Zgłaszam sprawę dyżurnemu,  a mojemu  zgłoszeniu przysłuchują się dwie pary petentów w poczekalni oraz jakiś facet w drzwiach dyżurki, ubrany w koszulkę T-shirt  i spodnie dresowe, który wydaje się zainteresowany tym co mówię.

Zasiadamy w poczekalni, przygotowując się na dłuższy tu pobyt.  Jest ciepło i czysto, a kiedy informuję męża o istnieniu bufetu (bo już znam to miejsce), on kupuje sobie tam herbatę z cytryną i słodki pierożek i żartuje, że moglibyśmy tu przychodzić dla rozrywki.  Po chwili jednak wzywa nas ten facet z dyżurki i prowadzi na górę do swojego pokoju, gdzie jego koleżanka po fachu, przypuszczalnie po godzinach, właśnie odrabia lekcje z angielskiego, bo na dwóch ostatnich nie była i ma zaległości.

Zaczyna się przesłuchanie.  Najpierw, oczywiście, dokumenty tożsamości, nie tylko męża, ale mój też, bo ostatecznie biorę w tym udział. Pan Starszy Aspirant jest przyjazny i ludzki, nie żaden służbista, bardzo miły, żartobliwy i na pozór rozgadany, ale  widać, że wie, co robi -  gdybyśmy byli jakimiś przestępcami o średniej inteligencji, to możliwe, że wpadlibyśmy w pułapkę i niechcący się wygadali. To nie jest dokładnie to, co po angielsku nazywa się  „honey trap”, bo do tego niezbędna jest piękna kobieta a on takiej nie przypomina raczej, ale coś zbliżonego.

W protokole zapisuje mnie jako przybranego przez męża tłumacza, ale później, dowiedziawszy się, że ja też mam dostęp do konta,  chwilowo ogarnia go wątpliwość, czy ja mogę  występować w roli bezstronnego tłumacza.  Nawet pyta o to koleżankę, ale przecież ja też jestem poszkodowaną, no nie? I dlaczego miałabym używać karty męża, skoro mam równouprawnioną swoją?

Trochę też musi się nagłowić nad stosownym paragrafem Kodeksu do zaklasyfikowania tego przestępstwa, bo prosta kradzież to nie była skoro pieniądze chwilowo jeszcze nie wyszły z konta.   Skrupulatnie spisuje wszystko, co mówimy, od czasu do czasu przeklinając swój laptop, który rzekomo płata mu figle, np. pisząc 31550 zł zamiast 3155 zł.  Zagląda też na Facebook’a męża oraz na stronę WWW, której adres wymieniony jest w okienku konta reklamy na FB i okazuje się, że to jakiś irlandzki sklep internetowy z odzieżą i galanterią damską, o którym ani mąż ani ja nigdy nie słyszeliśmy.    Po około półtorej godziny przesłuchanie się kończy, składamy mnóstwo podpisów na protokole i otrzymujemy kwitek, o który nam chodziło, czyli potwierdzenie zawiadomienia policji.

Następnego dnia mąż biegnie z tym kwitkiem do banku, ale odprawiają go z niczym, bo pieniądze na te cztery transakcje jeszcze nie opuściły konta i nikogo to nie obchodzi.  Dzień później już jest inaczej, bo transakcje zostały zrealizowane i pomocna pracowniczka banku pomocnie formułuje za męża reklamację, w wyniku której on prawdopodobnie odzyska te pieniądze.  Zobaczymy!

Potwierdza się również związek tej Facebook’owej reklamy z kradzieżą numeru karty, bo okienko konta reklamy na FB męża zaczyna  wyświetlać wiadomość, że winien jest następne 2720 zł,  których nie da się pobrać z jego karty o numerze kończącym się na xxxx  i że ma podać inny środek płatniczy.  To właśnie ta karta, którą poprzedniego dnia zablokowaliśmy, więc gdybyśmy tego nie zrobili, to te 2720 zł też rozpłynęłoby się w eterze.    Jednak w dzisiejszych czasach właściwie nie da się uniknąć bankowości online i płatności przez Internet  – od dawna już płacimy w ten sposób domowe rachunki, sprawdzamy stan kont, robimy różne zakupy, itd., i bardzo to sobie chwalimy, bo to jednak znacząco ułatwia życie.  Więc jak tu się uchronić przed internetową kradzieżą, która może się każdemu przytrafić nawet przy zachowaniu wszystkich zalecanych środków ostrożności?

Niestety, internetowych przestępstw jest coraz więcej i, statystycznie rzecz biorąc, tak musi być.  Wnioskując z ich rozmowy, te dwie pary petentów spotkanych w poczekalni na policji też w powiązanych sprawach się zgłosiły.

Na koniec uderza mnie taka myśl: przez 38 lat w Anglii nigdy nie miałam powodu stawić się na policji, a tu w Polsce byłam już trzeci raz w przeciągu czterech lat.  Pierwszy raz, w 2012 roku, było to z okazji włamania do naszego mieszkania, potem w 2014 roku w celu zgłoszenia oszustwa przy kosztownym zakupie przez Allegro, a tym razem w sprawie skradzionych danych karty bankowej męża.  Jednak patrząc na ten fakt obiektywnie dochodzę do wniosku, że dokładnie te same perypetie mogły były się nam przydarzyć w Anglii, ale po prostu przez 38 lat mieliśmy szczęście.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...