To, że w wielu sklepach spożywczych często nie mają drobnych żeby wydać resztę już mnie dawno przestało dziwić, więc zazwyczaj jestem przygotowana i noszę ze sobą sporą ilość metalu. Wczoraj akurat tak się złożyło, że nie miałam monet ani nawet 20-to czy 10-ciozłotowych banknotów i najmniejszą denominacją w mojej portmonetce był banknot stuzłotowy. Z tego wałśnie powodu zaczęły się tzw. schody.
Najpierw, w drodze powrotnej z wypadu na wieś postanowiliśmy zatrzymać się w KFC Drive-Thru leżącym na naszej trasie, bo nie miałam niczego na obiad, a czasu na normalną restaurację było za mało. Za nasze zamówienie miłej panience z okienka wręczyłam banknot 50-ciozłotowy męża, na co ta załamała ręce, bo nijak nie miała wydać, same 50-tki i 100-ki w kasie leżały. Na szczęście zapytałam, czy można zapłacić kartą. Sama panienka tego nie zaproponowała, prawdopodobnie była tam nowa, bo np. na moje zamówienie na dwa kawałki kurczaka jako danie osobne, a nie dodatek do zestawu zamawianego przez męża, podała mi dwie nóżki , zresztą po właściwej cenie, ale stanowiące odrębny produkt w KFC. Tak więc udało się dokonać tej transakcji i i skonsumowaliśmy nasze dania „na chybcika” w samochodzie, pod bacznym okiem naszego stareńkiego psa.
Następnie, po powrocie do domu udałam się do piekarni po ulubiony chleb, który dostępny jest akurat tylko we wtorki. Chleb kosztował 2,90 zł, ale musiałam zapłacić kartą, bo znowu nie mieli jak wydać reszty ze stówy: młodziutka ekspedientka uroczo stwierdziła, że wydawanie reszty zajęłoby godzinę… Wtedy doszłam do wniosku, że, w celu uniknięcia podobnych sytuacji, trzeba pofatygować się do banku i po prostu rozmienić setki na coś bardziej strawnego.
O naiwności moja! Żadne „po prostu”! Przechodziłam właśnie obok banku PKO (z którego od lat korzystam w elektronicznej formie Inteligo), więc pomyślałam sobie: jest okazja, wstąpię. Wstępuję, biorę numerek A124, zasiadam na krzesełku i widzę przed sobą 4 obsadzone stanowiska. Tylko przy pierwszym jest jakiś klient, drugie ma wyświetlony numer A122, ale obsługujący trwa w bezruchu, trzecie ma same kreseczki na wyświetlaczu i też nikogo nie obsługuje, a czwarte podobnież, lecz z numerem A121 nad głową. Siedzę i czekam, aż coś się zacznie dziać. Petenci A121 i A122 są najwyraźniej nieobecni, ale nie wydaje się to martwić urzędników na tych stanowiskach: są zrelaksowani, uśmiechają się do siebie i od czasu do czasu wymieniają się uwagami, a we mnie się gotuje, bo spieszę się na wizytę u lekarza. Po jakichś 5-ciu minutach takiego stanu rzeczy urzędnik spod numeru A122 naciska guziczek i numer zmienia się na A124, czyli mój! Wielce uradowana zrywam się z krzesełka, podchodzę żwawo do stanowiska, kładę dwie setki na stół i przedstawiam swoją kwestię, że to 100 zł chciałabym rozmienić na 10-tki, a to drugie na 20-tki, i wtedy dowiaduję się, że nie da rady!!! Uszom nie wierzę, nawet podejrzewam jakiś żart, ale urzędnik uprzejmie i całkiem na serio oznajmia mi, że muszę iść do mojego banku. Ja na to, że to jest właśnie mój bank, bo Inteligo to elektroniczna wersja PKO, ale urzędnik cierpliwie i z miłym uśmiechem mi wyjaśnia, że jedyną możliwością zrealizowania mojego żądania byłoby wpłacenie tych dwóch setek na moje konto, a następnie wypłacenie mi ich w pożądanych przeze mnie denominacjach. Tak mnie zatkało na to dictum, że odeszłam z kwitkiem, nawet nie myśląc o dociekaniu powodów takiej odmowy.
Po drodze do lekarza przechodziłam obok Deutsche Bank, a ponieważ miałam chwilę czasu, to weszłam i osiągnęłam mój cel w dwie minuty, bez żadnych problemów.
Dlaczego nie dało się tego dokonać w banku PKO? Nie potrafię sobie wyobrazić powodu , dla którego rozmienianie pieniędzy byłoby jakimkolwiek zagrożeniem dla banku, ale może jestem po prostu nieświadoma ważnych spraw kasowych?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wizyta
Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...
-
Malta jest, z różnych względów, bardzo ciekawym państwem. Po pierwsze, położona jest na archipelagu wysepek, z których tylko Malta, Gozo i...
-
Uwielbiam jeść i zresztą gotować też, ale tak się składa, że co najmniej raz na tydzień jadam w restauracji. W Sopocie jest ich zastraszają...
-
Kilka dni temu minął miesiąc od nastania Kropki. Ciekawe, co z tego wyrośnie. Na razie ostre włosy na pysku coraz bardziej się stroszą, ale...
Jak w "Misiu" - To jest poważny kiosk , ja tu mięso mam."
OdpowiedzUsuńNiektórzy zapominają po co są.
Pozdrawiam
Tłumaczenie w PKO to jakiś kosmiczny absurd. Sam człowiek by czegoś takiego nigdy nie wymyślił.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, świetne skojarzenie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, czułam się jakby mi się to śniło.
OdpowiedzUsuń@Siwa
OdpowiedzUsuńMoże się przeniosłaś w czasie do przeszłości? :D :D
Na zakupy w mojej niewielkiej miejscowości (niewielkie, większe robię poza wsią, kwestia ubogiego asortymentu i często kiepskiej świeżości towaru) zawsze zabieram gotówkę i kartę. Bywało, że gdy robiłam zakupy, ekspedientka nabijała produkty, po czym ja wyjmowałam kartę, a pani robiła wielkie oczy mówiąc: ale dzisiaj nie działa u nas internet. Ręce mi opadały... Jedyny w miejscowości bankomat ma bardzo niewielki parking, więc trudno było uwinąć się szybko z gotówką, żeby odebrać zakupy.
Teraz podchodzę do kasy i pytam: woli pani gotówką, czy kartą? Dzięki temu unikam przykrych niespodzianek, na które traciłam cenny czas.