środa, 15 stycznia 2014

Wykorzystywanie bezbronnych

Temat nasunął mi się po przeczytaniu, jakiś czas temu, wpisu blogerki, której babcia padła ofiarą oszustów.  Zaczęłam wtedy to pisać i zamiast do mojej teczki blogowej schowałam to sobie do teczki z jakąś robotą, którą właśnie kończyłam i natychmiast o tym zapomniałam.  Dzisiaj, szukając jakiegoś pliku z tamtej roboty natrafiłam na ten szkic i postanowiłam go dokończyć, zwłaszcza, że temat nadal na czasie.

Nagminne stały się ostatnio w Polsce metody promowania i sprzedaży produktów i usług, które były zupełnie nieznane przed nastaniem naszego nowego kapitalizmu, takie jak, na przykład, „cold calling” czyli nieproszone telefony do abonentów, których numery widnieją w książkach telefonicznych albo może , jak to ma miejsce w Anglii, są sprzedawane w tym celu zainteresowanym firmom przez inne firmy czy instytucje, które weszły w ich posiadanie w zupełnie innym i legalnym celu.  Ogólna publika wydaje się być na to zupełnie nieprzygotowana i naiwna w tym zakresie doświadczenia, i często się na takie telefony łapie, biorąc je za dobrą monetę, kiedy należałoby odpowiedzieć rzuceniem słuchawki. Za przykład może tu posłużyć moja 88-letnia Mama, która, niezwyczajna takich metod, wdaje się w dyskusję z osobą dzwoniącą i czuje się w obowiązku tłumaczyć się z odmowy argumentując ją swoją osobistą sytuacją, bo jest dobrze wychowana i myśli, że tego dzwoniącego to obchodzi, więc nie chce sprawiać przykrości.

Ja, po wielu latach doświadczenia w Anglii, otrzymując telefony od nieznanych osób, które zapraszają mnie na jakiś pokaz lub darmowe badanie, albo mówią, że muszę odebrać nagrodę, którą właśnie wygrałam, albo oferują mi jakieś promocje w umowach o Internet, telefon, konto bankowe, itp., odpowiadam grzecznie, że dziękuję, ale mnie to nie interesuje,  jak będę czegoś potrzebować, to sama się zgłoszę.  Mówię to, jak tylko się zorientuję, że to taki telefon i rozłączam się.

Czasem jednak trudno się od razu połapać, czy odebrany właśnie telefon to jeden z „tych” czy jakaś sprawa, która faktycznie mnie dotyczy.  Niektóre z takich telefonów (a odbieram ich na linii stacjonarnej po kilka dziennie) są łatwe do rozpoznania, np. kiedy osoba dzwoniąca używa takiej formułki: najpierw „dzień dobry”, potem nazwisko, a potem nazwa firmy, którą reprezentuje. W tym momencie już wiem i mogę powiedzieć „nie, dziękuję” i szybko zakończyć połączenie. Inne zabierają trochę dłużej, bo dzwoniący albo oczekują opdowiedzi na „dzień dobry” a potem stosują bardziej rozwlekły tekst, albo, co gorsza, po powitaniu i podaniu nazwiska pytają, czy  dodzwonili się do pani X, co wymaga z mojej strony wytłumaczenia, że pani X nie mieszka tu od lat.  Jeżeli telefon jest rzeczywiście do niej, to dzwoniący przepraszają i się rozłączają, ale w większości wypadków to po prostu inny sposób na próbę sprzedania mi czegoś, co mi jest zupełnie nie potrzebne (ojej, razem czy osobno?) i po takim wstępie dzwoniący przechodzą do rzeczy, więc dopiero wtedy mogę się ich pozbyć.

Najgorsze i najbardziej czasochłonne są telefony typu: „dzwonię w sprawie pani rachunku za energię” , bo chwilę to trwa zanim się okaże, że osoba dzwoniąca wcale nie reprezentuje mojego dostawcy energii i żadnego rachunku mi nie wysłała, tylko próbuje mnie przeciągnąć do innego dostawcy. Mój mąż ma na takie telefony prosty sposób: mówi po angielsku, że nic nie rozumie i się rozłącza, ale ja tego fortelu nie używam, bo przecież jestem Polką, może dwujęzyczną, ale Polką.

Statystyk nie prowadzę, ale odnoszę wrażenie, że większość otrzymywanych przeze mnie telefonów jest od firm oferujących usługi medyczne i te są najbardziej niebezpieczne dla ludzi zdesperowanych bólem czy inną uporczywą dolegliwością.  Tak „wpadła” jedna z moich bliskich osób, wykształcona, pracująca i w pełni sił umysłowych. W okresie, kiedy ból kręgosłupa ją unieruchamiał, akurat zadzwonił do niej facet, oferując sprzęt rzekomo medyczny, który miał działać niezawodnie.  Będąc u kresu wytrzymałości, zgodziła się wypróbować sprzęt w domu i po jego użyciu poczuła pewną ulgę, więc po próbie podpisała umowę, według której weszła w posiadanie sprzętu za sumę 1 400 zł, którą zapłaciła facetowi.  Była zaskoczona, kiedy później jakiś bank zaczął ją ścigać za niespłacenie terminowo kredytu, którego zaciągnięcia w ogóle nie była świadoma, i za wynikające ze zwłoki  odsetki.  Straciłaby ponad 4 000 zł gdyby facet nie został zatrzymany za inne oszustwa a jego brat nie zadecydował, z prywatnych powodów, wynagrodzić strat poszkodowanym.

Absolutnie nie twierdzę, że wszystkie firmy medyczne, które do nas wydzwaniają to oszuści, ale bez oszustwa też można ciągnąć niezłe zyski z naszych zdrowotnych bojaźni po zaoferowaniu darmowego badania.  Jedno wiem na pewno: takie telefony okropnie mnie denerwują, zwłaszcza, że pracuję w domu, a one odrywają mnie od pracy, rujnując skupienie, które, z postępem lat,  coraz trudniej mi osiągnąć. Nie odbierać nie mogę, bo numer jest znany mojej rodzinie i używają go również moje sąsiadki.  Z powodu upierdliwości tych niechcianych telefonów zaczęłam się zastanawiać nad likwidacją linii stacjonarnej, bo przecież rodzinie i sąsiadkom mogłabym podać numer komórki, ale ma ona jeden plus: mam darmowe telefony do linii stacjonarnych w Anglii, a czasem muszę odbywać dluższe rozmowy z moim biurem w Londynie.  Ale trzeba rozważyć, czy to warto za taką cenę.

7 komentarzy:

  1. Jak zwykle bardzo trafne spostrzeżenia! Lepiej zrezygnuj z linii stacjonarnej... I sprawdź w swojej sieci komórkowej czy nie mają opcji darmowych połączeń do Anglii (lub zmień sieć pozostawiając swój dotychczasowy numer telefonu), na pewno jest sporo atrakcyjnych opcji przy takiej ilości dostawcow

    OdpowiedzUsuń
  2. Natrętne telefony to taki znak czasów, niestety.
    ja mam taka metodę, mówię:
    Mogę Pani odmówić szybki i zdecydowanie albo po krótkiej rozmowie, co Pani wybiera?
    Jak mam chwilę wolnego to nawet zamienię klika miłych zdań, w końcu to robota tych ludzi której z pewnością nienawidzą a muszą.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni, wyraźnie jesteś bardziej człowieczy niż ja. Mi te telefony przeszkadzają w pracy i rujnują koncentrację i dlatego je tak bezwzględnie traktuję, ale równocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że to ich praca i mam wyrzuty sumienia, bo nie jestem przeciwna tym osobom, ale przeciwna firmom, które stosują te metody, a odbijam to sobie na tych właśnie osobach, co jest zupełnie nieuzasadnione.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moją babcię też jakiś czas temu naciągnięto. Niby sobie radzi z takimi dzwoniącymi, ale jak kobieta zaczęła od rachunku na energię, to babcia niestety dała się wciągnąć. Potem sporo kłopotów było, ale jakoś udało się to wszystko poodkręcać. Trzeba mieć tupet, żeby tak naciągać starszych i bezbronnych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Generalnie jestem człowiekiem bardzo pokojowym ale czasami wstępuje we mnie diabełek. Podczas jednego z pobytów w sanatorium spotkałam się z akwizycją skierowaną do ludzi chorych, starszych. Grupa młodych sprzedawców urządziła pokaz cudownych mat masujących - byłam jedną z niewielu osób przed czterdziestką, które usiadły w świetlicy i oglądały owe czary - mary. Moja obecność bardzo nie odpowiadała prowadzącemu - rzucał w moją stronę nerwowe spojrzenia. Znaliśmy się z poprzedniego sanatorium, gdzie byłam pół roku wcześniej. Wtedy, na moich oczach, naciągnął paru emerytów - niezamożnych - później się dowiedziałam, że podpisali kwitek, który zobowiązywał ich do zapłacenia w ratach prawie trzech tysięcy za to coś masującego. No więc tera, wiedząc co będzie dalej - ruszyłam do boju. Ile ja zadałam wtedy merytorycznych pytań, ile zgłosiłam wątpliwości, których sprzedawca nie potrafił rozwiać :) Dobrze się złożyło, gdyż dzień wcześniej mieliśmy bardzo ciekawy wykład o chorobach kręgosłupa i zalecanych sposobach leczenia, walki z bólem. Los obdarzył mnie bardzo dobrą pamięcią, więc niemal cytowałam to, co przekazała wczoraj pani doktor. Starsi ludzie też byli na tym wykładzie, więc wiedzieli, że nie zmyślam. Pani doktor była darzona szacunkiem wśród kuracjuszy :) Efekt mojego nastroju wojennego był taki - zero sprzedanych, niby - cudownych mat samo masujących, wściekłość w oczach lidera grupy akwizytorów i znudzenie emerytów, których nie wciągnęły czary-mary handlowców :) Gdy wychodziłam z auli, głośno rzuciłam w stronę szefa sprzedawców : "Do zobaczenia w następnym sanatorium".
    Nie lubię naciągaczy. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale im dopiekłaś, brawo! No i uratowałaś zapewne kilku emerytów od długów. Ci naciągacze sumienia nie mają i celują w najłatwiejszy łup.

    OdpowiedzUsuń

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...