Znowu mieliśmy trudności ze znalezieniem przydrożnej restauracji na obiad; w Łomży ani Ciechanowcu niczego stosownego przy drodze nie zauważyliśmy, chociaż pewnie coś było, i zatrzymaliśmy się w pierwszej napotkanej później restauracji, nawet nie wiem w jakiej miejscowości, bo w logu nie jest to zapisane. Tablica przed restauracją obiecywała dania z dziczyzny i jagnięciny, więc się skusiliśmy. Zamówiłam jagnięcinę w sosie śmietanowo-czosnkowym (nie pamiętam, co mąż zamówił, ale chyba lepiej na tym wyszedł). Podali szybko i czysto, ale jagnięcina była peklowana na modłę golonki, co skutecznie pozbawiło ją specyficznego smaku; sos był smaczny, ale uznałam, że ze śmietaną i czosnkiem nie miał nic wspólnego, a ziemniaki były wręcz paskudne. Peklowanie jagnięciny to według mnie niemalże świętokradztwo! Mięsko było delikatne i miękkie, ale smakowo niczym nie odróżniało się od peklowanej wieprzowiny. Może w Polsce tak po prostu jest: nie jada się owiec, więc jak już, to trzeba to zamaskować smak, za wyjątkiem powszechnie uznawanych kołdunów.
Nic to, posililiśmy się dostatecznie i opuściliśmy lokal. Kiedy potem na zewnątrz paliłam, podjechał na parking następny samochód i kierowca zapytał, czy jadłam w tej restauracji i co o niej myślę. Odpowiedziałam: nie polecam, więc wyruszył w stronę następnych dwóch restauracji w tej miejscowości. Byłam zadowolona (czytaj: poczułam ciepełko wokół serca), że mogłam bratniemu podróżnikowi trochę pomóc, chociaż ja jestem taka głupia, że do głowy nie przyszłoby mi zadawać obcym osobom takie pytania. Może tu jest lekcja dla mnie!
Oprócz powyższego, jedynym ewenementem dnia był nocleg. Wpadłam
Mimo niepokaźnych pozorów, okazało się, że tam mamy bardzo dobry wi-fi w pokoju oraz pozwolenie na palenie! Kolacja i, na drugi dzień, śniadanie też były bardzo przyzwoite, więc, mimo początkowych uprzedzeń, zaliczyliśmy ten postój do udanych.
Watch this space – będzie ciąg dalszy.
Super się czyta o czyichś podróżach. Ja też już powróciłam i ciągle wspominam :)
OdpowiedzUsuń