Ale się dzisiaj narobiłam! I to z własnej winy!
Po powrocie z Anglii znalazłam w przydomowym ogródku przerażające zniszczenia w moich nowoposadzonych kwiatkach i, po dokładnej wizji lokalnej odkryłam winnych: ślimaki! Podczas mojej nieobecności zeżarły mi połowę każdej petunii, połowę hosty i około jedną trzecią lubczyka. Wkurzyłam się okropnie, bo ostatecznie całą uprawę mam w donicach i nie spodziewałam się takiego skutecznego ataku. Ruszyłam więc do walki. Jakiś czas temu zakupiłam bardzo drogi środek ślimakobójczy, ale dopiero później zauważyłam, że pisało na nim, że może stanowić śmiertelne zagrożenie dla psów, wobec czego nigdy go nie używałam. Ale jak dzisiaj zlustrowałam ogrom ślimaczych zniszczeń, to mi hamulce puściły i w desperacji zaaplikowałam po kilka granulek na każdą donicę, mając nadzieję, że psy nie zainteresują się tą trucizną.
Niestety, nadzieja była trochę naiwna i zbyt optymistyczna. Mój pies-łobuz natychmiast wywęszył każdą granulkę i bardzo się nimi zainteresował, a później suka też, więc doszłam do wniosku, że muszę je usunąć, bo mogę zatruć moje ukochane futrzaki. Natychmiast zamówiłam przez Internet środek, który jest niegroźny dla psów, bo jest z substancji naturalnych i po prostu karmi ślimaki, żeby się napchały i straciły ochotę na moje kwiatki - podobno to działa bardzo skutecznie. No, ale to dotrze do mnie dopiero za parę dni. Poszłam więc do ogródka i poświęciłam godzinę na dokładne wyzbieranie wszystkich wcześniej rozsypanych granulek, przy okazji zbierając też i ślimaki.
Ale to nie koniec roboty: moje kwiatki są nadal narażone na atak, więc muszę teraz wyjść i z latarką pozbierać resztę ucztujących ślimaków, bo one lubią żerować wieczorem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wizyta
Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...
-
Malta jest, z różnych względów, bardzo ciekawym państwem. Po pierwsze, położona jest na archipelagu wysepek, z których tylko Malta, Gozo i...
-
Uwielbiam jeść i zresztą gotować też, ale tak się składa, że co najmniej raz na tydzień jadam w restauracji. W Sopocie jest ich zastraszają...
-
Kilka dni temu minął miesiąc od nastania Kropki. Ciekawe, co z tego wyrośnie. Na razie ostre włosy na pysku coraz bardziej się stroszą, ale...
U mnie też się ślimaki pojawiają od czasu do czasu, ale przy wielkości mojego ogródka, wystarczy, jak co drugi dzień zrobię obchód i je pościągam z krzaczków :) Wtedy jest superekologicznie :)
OdpowiedzUsuńDługo szukałam, ale nie ma skutecznego, ekologicznego preparatu na ślimaki. Przy moim psie, kocie i "dochodzących" psach nigdy nie zdecydowałam się na coś bardzo chemicznego. Z dziwnych powodów futrzaki mają radar na te "przysmaki".
OdpowiedzUsuńZbieranie ślimaków to dyscyplina często przeze mnie uprawiana, znam Twój ból :)
W Anglii przez wiele lat stosowałam bardzo skuteczny środek, który znakomicie chronił moje "uprawy" i nie szkodził psom, ale ślimaki truł, albo raczej wysuszał. Nie jestem zwolenniczką zasady "chłop żywemu nie przepuści", ale mam prawo mieć kwiatki i sałatę, a to w końcu jest coś w rodzaju walki o byt, albo one zjedzą, albo ja, czyli zjawisko naturalne. Np. pająków, motylków, żab, pszczół i trzmieli nie zabijam, tylko ostrożnie wynoszę na zewnątrz jak się dostaną do domu, Polnym myszom, które wciągają do wiejskich domostw jesienią też daję przeżyć, ale żyjątka, które mogą mi w jakiś sposób zaszkodzić usuwam bez skrupółów. Takie są prawa natury i nie mnie się do nich mieszać. Skoro jem mięso, to domową kurę na rosół też osobiście zabiję, bo nie ma co udawać, że to mięsko rośnie na drzewach.
OdpowiedzUsuń