środa, 24 kwietnia 2013

Tak, kalectwo!

Kalectwo może na człowieka napaść nagle i niespodziewanie, albo może powolutku wkraść się w jego ciało.

O tym pierwszym  wiem niewiele, posiadam jedynie wiedzę teoretyczną, bo na szczęście, jak dotąd to mnie nie spotkało (odpukać) i nie mam w gronie rodziny,  znajomych i przyjaciół nikogo, kto by doświadczył nagłego kalectwa pourazowego, na przykład, po wypadku.

Drugi jest podstępny, kalectwo rozwija się przez długie lata, z na pozór niegroźnymi objawami, a potem się okazuje, że jest.  Zaczęłam się z tym zaznajamiać, kiedy moja siostra odkryła, że ma kompletnie zdegenerowany kręgosłup, a na osłodę,  torbiel przy którymś kręgu, której nie da się zoperować ani wyleczyć. Efekt taki, że bez silnego bólu może chodzić lub stać przez maksimum 5 minut.

A teraz mam własne kalectwo,  z tego drugiego rodzaju.  Od 20-tu lat miałam kłopoty z kręgosłupem szyjnym, ale przyjmowałam je jako objawy normalnego procesu starzenia się  i niezbyt się tym przejmowałam. A tu nagle, trzy tygodnie temu, budzę się rano i mam zdrętwiałe dwa palce lewej ręki i niedowład pozostałych.  To jeszcze nie wzbudziło we mnie żadnych podejrzeń, bo od lat mi obie ręce drętwieją w nocy, a w ciągu dnia wracają do normy.  Kiedy taki stan utrzymywał się przez kilka dni, poleciałam na EKG (bo to lewa ręka), ale okazało się, że z sercem wszystko w porządku.

Następnie zgłosiłam się do ortopedy (oczywiście, wszystko odpłatnie, bo ubezpieczenie zdrowotne mam w Anglii, nie w Polsce), który zdiagnozował, że któryś krąg, najprawdopodobniej na styku kręgosłupa szyjnego i piersiowego, uciska na jakiś nerw.  Zalecił różne zabiegi i odesłał mnie do kliniki swojego kumpla.

Kumpel fajny, bardzo miły i kontaktowy.  Najpierw usiłował poprawić mój stan przez masaż ręczny, z nagłym przekręcniem głowy w celu ustawienia kręgów, ale jak tylko zorientowałam się, co planuje, odwiodłam go od tego zamiaru, bo na taki zabieg już od 20-tu lat jest za późno.  Uczenie stwierdził, że jest bardzo źle, co zresztą i bez jego mądrości wiedziałam, i zapisał kurację ziołową oraz 5 tygodni zabiegów falą uderzeniową, silnym laserem i okładami z ukraińskiej borowiny, która podobno ma dodatkowy, bardzo wartoścoiwy,  składnik mineralny.  Zabiegi mają być raz na tydzień, i wzięłam już dwie porcje: owszem, poprawiają ruchliwość szyi, ale lewa ręka do tej pory nie ma z nich żadnego zysku.  No trudno, wytrzymam (fizycznie i finansowo) te następne tygodnie i się zobaczy, co z tego wyjdzie, chociaż rokowania dla lewej ręki są marne.

Więc, niestety, muszę się pogodzić z myślą, że jestem kaleką.  Lewa dłoń jest niedowładna, mam zdrętwiały i nieczuły najmniejszy palec i ten sąsiedni, a w pozostałych nie mam siły.  Objawia się to  np. tym, że trudno mi naciskać guziki od elektrycznych okien w samochodzie i utrzymać w lewej ręce obierany właśnie ziemniak czy ząbek czosnku. Nie mogę wyjąć papierosa z paczki, ani utrzymać go między wskazującym a środkowym palcem.  Muszę bardzo uważać, kiedy chcę lewą ręką podnieść talerz czy szklankę, bo mogę je upuścić.  Przy jedzeniu też mam problemy, bo bardzo trudno mi normalnie operować widelcem, więc muszę go ściskać w garści (ścisk jeszcze działa), co nie wygląda zbyt elegancko.  Wygląda na to, że w restauracjach odtąd będę musiała zamawiać tylko miękkie potrawy, bo przy twardszych moje kalectwo będzie bardzo oczywiste.

Trochę czasu upłynęło, zanim zdałam sobie sprawę, że to jest kalectwo.  Najpierw wydawało mi się, że to przejściowe, minie, i że odzyskam wladzę w lewej dłoni.  Teraz widzę, że jeżeli to w ogóle możliwe (co nie jest oczywiste), to będę musiała z tym żyć przez jakić czas.

6 komentarzy:

  1. Moja mama też tak ma z ręką. Chodziła na rehabilitację i zabiegi, ale niestety nie pomogło. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, to rokowania nienajlepsze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, znam paru ludzi z takim problemem, jak Twój. Naprawdę współczuję :( Niektórym z nich pomógł profesor Harat z Kliniki Wojskowej w Bydgoszczy - niestety, tylko poprzez operację. Oczywiście, taki zabieg to zawsze ryzyko wózka, w końcu to górny odcinek kręgosłupa :(
    W ubiegłym roku, w czerwcu leżałam w szpitalu im. W. Degi w Poznaniu, dwa tygodnie. W tym czasie zaprzyjaźniłam się z moją rehabilitantką (oprócz badań, zabiegu, fizjoterapia była tam bardzo regularnie przeprowadzana, mimo, że był to oddział kliniki chirurgii ręki). Kuzynka tej pani niedawno przeszła taką operację - miało być bardzo dobrze, a skończyło się porażeniem wszystkich kończyn :( :( Rehabilitacja będzie teraz dla Ciebie ważna, jak jedzenie, bo zawsze jest nadzieja, że ciało zareaguje pozytywnie na zabiegi. Tylko na pierwsze rezultaty trzeba poczekać parę miesięcy. Trzymam za Ciebie kciuki, wiem, jak porąbane jest życie z zupełnie niewładną ręką. Walcz, masz szansę na poprawę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za serdeczne słowa i zachętę! Na żadną operację kręgosłupa się raczej nie zdecyduję, bo to zbyt ryzykowne, ale nie poddam się tak łatwo, będę cierpliwie chodzić na terapię i ćwiczyć tę rękę, żeby mięśnie nie zwiotczały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, trafiłam tutaj od Zgagi, a ponieważ kręgosłup szyjny też mam chory, pozwalam sobie wtrącić swoje trzy grosze ;-)
    Jestem po operacji kręgosłupa szyjnego. W kwietniu 2010 roku wstawiono mi dwa sztuczne dyski na poziomach C4-C5 i C5-C6. Miałam okropny ból i niedowład prawej ręki, a dziś to wszystko jest tylko koszmarnym wspomnieniem. Nie straszcie ludzi operacją, bo czasem to jedyne wyjście i szansa na normalne życie. Rehabilitacja mi niewiele pomogła...

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie i dziękuję za dodanie otuchy co do ewentualnej operacji. Na razie jescze chcę dać szansę terapii, bo to dopiero 3 tygodnie minęły.

    OdpowiedzUsuń

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...