piątek, 1 lutego 2013

Dla równowagi - niemiłe (nie)niespodzianki

Dla równowagi napiszę też o niemiłych nie-niespodziankach.

Niedaleko od mojego miejsca zamieszkania znajduje się sklep papierniczy.  Urządzony jest  elegancko i oferuje produkty, które są na czasie i dobrej jakości. Kilka razy albo ja albo mąż korzystaliśmi z usług tego sklepu:  np. po samoprzylepne naklejki do drukowania, papier do zapakowania weselnego prezentu, fluid korekcyjny czy wkład do długopisu.  Za każdym razem wychodziliśmi stamtąd z niemiłymi odczuciami z powodu obsługi.  Pracuje w tym sklepie kilka młodych osób obu płci, jednak wszystkie te osoby równo charakteryzuje wyraźnie odczuwalna niechęć do klienta.

Jako przykład podam moją ostatnią wizytę.  Weszłam do sklepu by kupić już nie pamiętam co, zresztą to nieważne.  Nie było żadnych innych klientów.  Stanęłam przed jedną z dwóch lad i czekałam, aż mnie ktoś zauważy.  Za ladą były dwie panie, tak zajęte rozmową o obiedzie, że absolutnie nie mogły się od niej oderwać, i dobrą chwilę trwało, zanim zwróciły na mnie uwagę,  a stało się to w momencie, kiedy zaczęło mi się wydawać, że połknęłam jakiś zaczarowany specyfik i stałam się niewidoczna.

Ta pani, która się w końcu do mnie odezwała, miała pretensję w głosie – nigdy nie domyślę się o co, ale miała. Może jej się nie spodobałam?  Za stara?  Za wolno mówiłam? Nie odpowiadał jej zapach moich perfum?  Kto to wie! Jednak dzielnie przełamała swoją niechęć i mnie obsłużyła.  Wyszłam ze sklepu z zupełnie nieuzasadnionym poczuciem winy.

To było tylko jedno z kilku podobnych zdarzeń, i obiecaliśmy sobie, że zbojkotujemy ten sklep, ale prawda jest taka, że właściwie nie mamy wyboru, jeżeli potrzebujemy czegoś szybko. Następnym razem, jak będę musiała tam pójść, to nie powstrzymam się już i coś im na ten temat powiem, chociaż bardzo wątpię, czy to coś zmieni.

Inny przykład, tym razem z baru na lotnisku.  Pzy barze nie było innych klientów kiedy podeszłam, a za barem był jeden młody mężczczyzna i mył naczynia.  Grzecznie poczekałam chwilę, ale kiedy ta chwila wydała mi się za długa, zadałam mu, moim zdaniem, bardzo sensowne pytanie: Przepraszam czy tu ktoś obsługuje?  Opowiedział z oburzeniem w głosie: „Tak, ja”, jakbym powinna się była tego sama domyślić,  ale bynajmniej nie przerwał zmywania. Nie wiedziałam, jak na to zareagować, więc powiedziałam „Acha” no i poczekałam cierpliwie z moim zamówieniem, aż skończy to zmywanie.

Na chłopski rozum, jak stoi ekspedient za ladą czy za barem, to chyba możnaby przypuszczać, że to w celu obsługiwania klientów?

A może te doświadczenia to jednak moja wina?  Może jestem przewrażliwiona albo zepsuta długim życiem w Anglii i mam kompletnie pomylone wymagania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...