Ciekawe, co z tego wyrośnie. Na razie ostre włosy na pysku coraz bardziej się stroszą, ale te trzy śmiesznie sterczące kłaczki pod dolną szczęką w brodę się jeszcze ani myślą przekształcić. Nogi i łapy są płowe, obie tylne i jedna przednia prążkowane wzdłuż na czarno, a czarny płaszczyk na grzbiecie robi się bardziej ostrowłosy i na udach tylnich nóg widać fajne loczki, więc może będzie ostrowłosa z kręconą sierścią. Ma zastraszająco dużo cech niemieckiego jagdteriera, czyli psa do polowań. Wyglądem całkiem go przypomina, a i charakterem też: jest inteligentna, nieustraszona, ale również krnąbrna i niełatwo nagiąć ją do swojej woli. Napisałam „zastraszająco”, bo teriery są trudne.
Kropka jest przesłodka i chociaż bardzo się dla niej poświęcam, np. wstając trzy razy w ciągu nocy, żeby mogła się załatwić, pracowicie ucząc czego się da każdego dnia, pomijając własne posiłki, żeby nakarmić na czas, itp., to muszę wyznać, że robię to z poczucia obowiązku, a nie z miłości. Jest śliczna i milusia, absolutnie nie oddałabym jej nikomu, ale w sercu wiem, że nigdy jej tak nie pokocham jak kochałam mojego wspaniałego, olbrzymiego i nadzwyczaj mądrego labradora z delikatną domieszką collie, z którym przeżyłam 15 radosnych i pełnych szczęścia lat. Odszedł prawie dwa miesiące temu, ale nadal po nim płaczę i nadal bardzo mi go brak. Kropka, co prawda, wypełniła moje życie obowiązkami, dopełnianie których pozostawia mi niewiele czasu na rozpamiętywanie, ale przecież to go zastąpić w żaden sposób nie może i żal po nim będzie mi jeszcze długo dokuczał.
Kropka jest teraz w stadium ludzkiego dwulatka, co to już dużo może, ale bardzo niewiele wie. Potrafi się błyskawicznie przemieszczać o własnych siłach, stawać na nogach i sięgać po wszelkie rzeczy znajdujące się nie wyżej niż około 80 cm od podłogi, co w zupełności wystarcza, żeby narobić sporo szkód. Poniżej zdjęcie oszalałego z głodu zwierza sięgającego na stół do naszych talerzy.
Po tej krótkiej dygresji wracam do tematu Kropki i jej destrukcyjnych tendencji. Ta sytuacja zmusiła mnie do budowania lepszych lub gorszych Kropkoodpornych barier , które chociaż częściowo powstrzymałyby nawałnicę jej niszczycielskich zapędów. W domu się udało z półką na książki, postawiłam zaporę z grubej tektury przy dwóch dolnych półkach regału, przyszpiliłam koszem na śmieci (z pokrywą, rzecz jasna) i demontaż kalendarzyków ustał. Raz próbowała zerwać tekturę, ale w porę ją powstrzymałam, więc umocnienie działa nadal. Udało się też z butami w garderobie (czytaj: rupieciarni), bo po prostu przestaliśmy ją tam wpuszczać, ale sytuacja z komódką i toaletką w holu czy stołem jadalnianym w salonie pozostaje nieogarnięta: jedyne co wymyśliłam do tej pory, to umieszczanie rzeczy na środku a nie na brzegach tych mebli. Starczy to pewnie na jakiś czas …
Na wsi, na naszym mieszkalnym strychu na oborą, problem jest równie trudny, albo i trudniejszy, bo żadnych drzwi do zamykania tam nie ma, oprócz drzwi do łazienki , które muszą być otwarte, żeby ciepło z kozy ją nagrzało. Kropka szybko się zorientowała, że na moim stołeczku przy łóżku znajdują się niezwykle interesujące rzeczy, więc jednej nocy po kolei zaczęła je sobie przywłaszczać. Najpierw wychłeptała pół szklanki stojącej tam gazowanej wody, którą miałam na noc i do zażycia porannych leków. Miałam nadzieje, że na tym poprzestanie, bo poprzedniej nocy też się napiła i przestała, więc usiłowałam zasnąć. Nic z tego! Po chwili zauważyłam w półśnie jakieś migotanie w jej łóżeczku, i chwilę mi zabrało, zanim zidentyfikowałam źródło – mój telefon, oczywiście. Zerwałam się na równe nogi i odzyskawszy go, odłożyłam na stół razem z pudełkiem moich leków, które było następne od brzegu, po czym znowu się położyłam w nadziei rychłego zaśnięcia. W zasadzie mi się udało, posłyszałam jeszcze, jak bierze latarkę, ale nie ratowałam jej, bo doszłam do wniosku, że nie ma dużego ryzyka. Rano na stołeczku zostało tylko jeszcze pudełko z chusteczkami i budzik, bo leżały najdalej od krawędzi, od której Kropka zaczęła plądrowanie, ale działała systematycznie i chyba się znudziła, zanim do nich dotarła. Rano wstałam z mocnym postanowieniem wystosowania jakiegoś systemu ochronnego, i wymyśliłam: przyniosłam z obory prostokątny metalowy koszyk i zamocowałam go do stołeczka sznurkiem, na krzyż, co nie było łatwym zadaniem, bo Kropkę sznurek okropnie podniecał, targała i wyrywała mi go z rąk, aż w końcu musiałam zamknąć ją w łazience, żeby dokończyć konstrukcję. Do koszyka powkładałam wszystkie potrzebne mi w nocy i rano przedmioty i się udało: Kropka tylko przez chwilę interesowała się sznurkami, a potem doszła do wniosku, że są łatwiejsze łupy i zaprzestała.
I fakt, znalazła je. Następnego dnia odkryłam w jej łóżeczku nieco sfatygowane szczątki elektronicznego papierosa mojego męża, który to papieros wraz z pudełkiem i akcesoriami bezkarnie sobie wzięła ze stoliczka przy fotelu, siedząc na którym mąż czyta e-książki w Kindle lub ogląda telewizję.
Walka o dominację przedmiotów codziennego użytku trwa nadal, i jeszcze nie wiadomo, kto wygra, my czy ona.
cdn
Kropka jest cudowna. Bardzo mi przypomina moją sprzed lat, też Kropkę. :)
OdpowiedzUsuńNiestety, robi się agresywna w stosunku do nas - muszę coś z tym zrobić.
OdpowiedzUsuń