Przygotowuję ucztę chrzcinową pierwszego dzieciątka w najbliższej rodzinie od ponad 30-tu lat i jestem tym bardzo przejęta, więc się staram. Powymyślałam najprzeróżniejsze przystawki do bardzo tradycyjnego obiadu i zabrałam się za ich realizowanie, ale zabrakło mi składników, bo nie wszystkie udało mi się dostać - w moim mieście można z łatwością kupić przyprawy do kuchni hinduskiej czy chińskiej, ale mi potrzebna była tunezyjska harissa, której nie udało mi się zdobyć. Jest to gęsty sos z papryczek chilli, czosnku i kilku egzotycznych ale ogólnie dostępnych przypraw, nic trudnego, więc postanowiłam zrobić ją osobiście. Poniżej podaję mój próbny, bo pierwszy, przepis.
- 8 papryczek pepperoni i 2 duże chilli (mogą być suszone, ale użyłam świeżych)
- 8 dużych ząbków czosnku,
- po po 2 łyżeczki soli, mielonego kminu rzymskiego i mielonego ziarna kolendry
- oliwy z oliwek - dałam tyle, ile trzeba na gęstą pastę, ok. 1.5 - 2 łyżki
- 3 łyżeczki przecieru pomidorowego (puszeczka Pudliszek).
Papryczki przecięłam wzdłuż na pół i oczyściłam z nasion (w gumowych rękawiczkach, bo już się kiedyś poparzyłam) odcinając zielone szypułki ogonki, a potem pokroiłam na mniejsze kawałki. Czosnek grubo posiekałam. Czosnek i paprykę z przyprawami zmiksowałam do uzyskania gładkiej masy. Dodałam przecier i oliwę i zmiksowałam do wymieszania. Włożyłam do wyparzonego słoiczka, zalałam wierzch oliwą, szczelnie zakręciłam i do lodówki.
Rezultat: wyszło ok. 325 gramów; pyszne i pachnące, mniej ostre niż Madras curry, czyli trochę piecze w gębie przez pół godziny, ale nie na tyle, żeby nie czuć smaku albo łzawić. Zresztą używa się tego głównie jako przyprawy do sosów lub jak musztardy, do przyprawiania potraw na talerzu, więc w niewielkich ilościach. Podobno zioła i ostre przyprawy wspomagają trawienie i rozkładają tluszcze, powodując mniejsze ich wchłanianie, więc to zdrowe!
Dopisek z 19.08.2014: po tygodniu przechowywania sos zrobił się o wiele łagodniejszy, może z powodu zalania oliwą, której część musiała przesiąknąć w dół. Oliwa rozpuszcza substancję, która powoduje ostrość i Arabowie regulują ostrość harissy właśnie przez dodawanie oliwy.
Może podświadomie, ze względu na zdrowie, ale uwielbiam ostre potrawy i przyprawy.
OdpowiedzUsuńBiorę więc sobie Twój przepis. :)
Fajnie, miło mi.
OdpowiedzUsuńWprawdzie nie znoszę kolendry, ale reszta składników jest na tyle apetyczna, że chyba się skuszę. Szczególnie, że pikantne rzeczy uwielbiam. A kuchnia hinduska nie jest wprawdzie moją ulubioną, ale ostatnio zrobiłam kilka potraw i były niezłe. Na tyle, że nawet mój tato, miłośnik tradycyjnej kuchni, nie kręcił nosem i zjadł ze smakiem. :D Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :D
OdpowiedzUsuńJa w tym kolendry osobno nie wyczuwam, ale może dlatego, że lubię czy jestem przyzwyczajona. Ziarna mają zupełnie inny i delikatniejszy smak niż świeże liście. Faktycznie, kolendra jest często używana w hinduskiej kuchni, ale i wielu innych, np. sos harissa jest z Tunezji.
OdpowiedzUsuńHarissa wyszła Ci świetnie! Zresztą wszystko smakowało wspaniale! I jeszcze raz dziękujemy za zorganizowanie całej uroczystości :)
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo się cieszę, że wyszło dobrze.
OdpowiedzUsuńJuż to próbuję
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Koniecznie napisz, jak wyszło. Ja użyłam to jako sos do maczania krewetek na zimno i jako dodatek do drugiego, majonezowego sosu do tychże.
OdpowiedzUsuńPo przeprowadzce do Niemiec tez mialam spory problem ze znalezieniem bardziej egzotycznych skladnikow. Bylam przyzwyczajona do faktu, ze na sklepowych polkach w UK dostepne jest praktycznie wszystko - bez problemu. Jako ze gotuje duzo I chetnie, brak bardziej wyszukanych ( jak sie okazuje) skladnikow doprowadzal mnie do rozpaczy. Zbawieniem okazaly sie tureckie I azjatyckie sklepiki - moze nie na taka skale jak w UK ale ratuja sytuacje....ciekawe to, jak bardzo przyzwyczajamy sie do pewnych rzeczy I zaczynamy uwazac je za normalne.
OdpowiedzUsuńWitaj, goshia! Nie dziwię się, niemiecka kuchnia jest jakaś odporna na egzotyczne wpływy, zresztą może polska też trochę
OdpowiedzUsuń