W poniedziałek wieczorem polecieliśmy (mąż i ja) z Gdańska do Warszawy, a raczej do Modlina, na nowe lotnisko ok. 40 km od Warszawy, bo stamtąd następnego dnia rano był samolot do Salonik, gdzie mieliśmy zamówiony hotel. Egzotyczne wrażenia zaczęły się już w Modlinie. Chcieliśmy wziąć taksówkę do pobliskiego hotelu, ale okazało się, że te stojące przed terminalem były wyłącznie „dalekobieżne”, czyli do Warszawy (podobno za jedne 159 zł, chociaż jest tam też autobus, na który bilety kosztują od 9 zł). Jakiś uczynny facet przywołał nam miejscową taksówkę, która czekała nieopodal, i za 20 zł w 10 minut znaleźliśmy się na miejscu, w hoteliku zamówionym wcześniej przez Internet. Był nowiutki i czyściutki, wszystko spod igły,
Młody właściciel hotelu, wraz z żoną i małym dzieckiem, co wydedukowałam z obecności różnych zabawek na obejściu oraz porannych odgłosów dziecięcego płaczu, mieszkał w pionowo wydzielonej części budynku. Za budynkiem, od strony „jeziora” był elegancko wybrukowany parking, otoczony bardzo schludnymi grządkami, na których ozdobne trawy i krzewy dramatycznie się prezentowały na podłożu z łupków białego krzemienia.
Podczas moich częstych wypadów na papierosa na taras zaciekawiła mnie parcela obok. Był na niej biedny, drewniany domek, przylepiony do nowego, jeszcze nie wykończonego, piętrowego budynku z tarasem, oraz względnie zadbany ogród. Przy porannym papierosie zobaczyłam tam starszego, grubawego i nieogolonego pana w szortach i rozpiętej koszuli. Wyłonił się z garażu pod tarasem z elektrycznym czajnikiem w ręku, nabrał do niego wody z zewnętrznego kranu, po czym wszedł do drewnianej chałupki przez drzwi osłonięte brudną firanką. Moja wyobraźnia natychmiast podrzuciła mi takie dwa (może mylne) scenariusze: tatuś miał drewniany domek w zapadłej dziurze, która, po powstaniu lotniska w Modlinie, okazała się intratna. Córka lub syn się tam pobudowali i są dwie możliwości: albo ojca w domu nie chcieli, bo wstyd przynosił, albo ojciec nie chciał się do nowego domu wprowadzić, bo cenił swoją niezależność.
Ale wróćmy do naszego hotelu: następnego dnia, po całkiem znośnym śniadaniu wliczonym w niewygórowaną cenę noclegu i przygotowanym dla nas w bardzo schludnej jadalni pod naszym trasem, a składającym się z płatków śniadaniowych, jajek, parówek, herbaty i kawy oraz półmiska sera i wędlin,
Ciąg dalszy nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Adres emailowy nie będzie wyświetlany.