Trasa wiodła przez Tomaszów Lubelski, Jarosław, Łańcut i Rzeszów. Trochę na początku zmartwiła nas prognoza pogody, według której właśnie podążaliśmy do najmokrzejszego rejonu Polski, więc, kiedy pół godziny po starcie zaczął padać solidny deszcz, nastawiliśmy się na całą podróż w strumieniach wody. Jednak za parę minut deszcz ustał i przez resztą drogi było pogodnie i w miarę ciepło, 17 stopni. Może na koniec maja taka temperatura to nie jakiś ewenement, ale nie narzekaliśmy, bo w porównaniu z początkiem podróży był to duży postęp.
W Tomaszowie napotkaliśmy przeszkodę w postaci objazdu głównej trasy , gdzie na odcinku około 4 km wszystkie drogi wracające do niej były zablokowane przez policję, wojsko oraz bardzo młodziutkich aspirantów na żołnierzy. Nic nam nie wskazywało na jakąkolwiek przyczynę tych blokad, ale domyślam się, że to nie były żadne rozruchy ani niewypały, bo atmosfera nie była nerwowa, a poza tym do tego rodzaju akcji przecież nie angażowaliby dzieci.
Przed Jarosławiem stanęliśmy na obiad w miejscowości (chyba) Koniaczów, w miłej restauracyjce / pizzerii przy głównej trasie. Na stolikach stały bardzo ciekawe, płaskie, figurki, rzeźbione w drewnie,
pizze były smaczne, ale czas oczekiwania długi. Zamówiliśmy dwie różne, ale te, które nam podano wyglądały identycznie. Zaczęłam dochodzić, kelnerka zrobiła wywiad w kuchni i zapewniła nas, że pani kucharka przygotowała je według zamówienia. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej zjeść co podali i pojechać dalej, otrzepawszy wcześniej kurz ze stóp. Jak tylko napoczęliśmy nasze pizze, okazało się, że zróżnicowanie występuje w niższej warstwie, tej przykrytej serem i pomidorami, i że jednak dostaliśmy to, co zamówiliśmy. Ale skąd mogłam to wiedzieć? Wszystkie doświadczone pzeze mnie pizze, czy we Wloszech, Francji, Polsce czy Anglii, miały te różnicujące warstwy na wierzchu. Co region to obyczaj, podróże kształcą! Pizze były bardzo dobre, więc kelnerce odpuściliśmy i zostawiliśmy napiwek.
Do Janczara dojechaliśmy przed 4-tą. Jest to ośrodek składający się z małego hotelu,
Hotel jest czysty i wygodny, pokoiki małe, ale niczego im nie brakuje. Nasz był z balkonem, co miało dwa duże plusy: piękne widoki
Dla pisarzy i innych artystów, albo dla lubiących odludzie, jest też nieopodal urocza i w pełni wyposażona czarująca chatka w sadzie, z tarasem, trawnikem do gier i zabaw i dodatkową altanką, w której można zasiąść do posiłku. Miejsce to zwie się Freniszówka i tam właśnie mieszkaliśmy w zeszłym roku podczas wesela, wraz z rodzicami pana młodego i jego siostrą z mężem, ale uznałam, że na dwie noce nie warto tego rozgrzebywać, więc nocowaliśmy w hotelu.
Mąż miał w Janczarze umówione spotkanie z bardzo miłą osobą, którą poznał na weselu i która obiecała mu lekcję jazdy konnej. Trochę miałam na ten temat wątpliwości, bo wsiadanie na konia po raz pierwszy w życiu w wieku 60+ lat to może nie jest najlepszy pomysł. Ale poszło mu bardzo dobrze, trochę miał trudności z dosiadaniem rumaka, ale nie spadł i pomyślnie objechał pole ćwiczeń pod kierownictwem tej koleżanki. Jak to zobaczyłam, to pomyślałam sobie, że może ja też mogę, ale zapomniałam o moim strasznym lęku wysokości. Na konia wlazłam jakoś, położyłam się na jego grzbiecie, no ale potem trzeba się było wyprostować. O zgrozo, jak zobaczyłam, jaka przepaść dzieli mój wzrok od podłoża stałego, wpadłam w panikę. Koleżanka mówi: jak już siedzisz, to zróbmy parę kroków. Zgodziłam się, ale to był duży błąd. Jak tylko koń zrobił krok i zachwiały się pode mną podstawy, wpadłam w niemalże histerię i kazałam się z konia zdjąć. Głupia jestem, że w ogóle próbowałam, przecież to było do przewidzenia, skoro dla mnie nawet rower jest za wysoki, a co dopiero taki dorodny koń.
Siedlisko Janczar i Freniszówka to wspaniałe miejsca, które bez żadnych zastrzeżeń mogę polecić amatorom relaksu w pięknych podkarpackich okolicach.
Nie mogę się naczytać i napatrzeć. :) Świetny wyjazd :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Ci się podoba. Część piąta w przygotowaniu.
OdpowiedzUsuńCzytam te poszczególne części i bardzo mi się podoba. :) Już męża namawiałam, żebyśmy też sobie taką wyprawę zrobili któregoś roku. Fajnie tak z miejsca na miejsce :)
OdpowiedzUsuńSuper, że mieliście okazję wrócić do Janczaru! Wspaniałe miejsce!
OdpowiedzUsuń