wtorek, 7 maja 2013

Dyskurs

Kilka dni temu, zupełnie nieopatrznie i mimochodem, wdałam się w niefortunną wymianę maili z panem, z którym, jak się okazuje, nie mam nic wspólnego.

Dlaczego się w to wplątałam?  Dlatego, że natrafiłam w ulubionym tygodniku na notatkę  o producencie „edukacyjnych”  zabawek dla dzieci, który w nich prezentuje swoje osobiste opinie o gorących  politycznych tematach jako udowodnione fakty, i oburzenie mnie poniosło, bo sprawę edukacji przyszłości narodu uważam za bardzo istotną.

Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusje o polityce, ale to jest sprawa po części kognitywna.

Napisałam do pana producenta, że, owszem, jak każdy, ma prawo mieć opinie o czym chce, ale wciskanie ich jako fakty naiwnym młodym duszom i to podczas zabawy nie jest OK. Tego już nie napisałam, ale chyba przecież każdy w miarę myślący człowiek wie (albo w każdym razie powinien wiedzieć) na czym polega różnica między faktem a opinią i dlaczego opinie powinny być przedstawiane jako opinie a nie jako fakty.

W odpowiedzi bezimienny pan producent obrzucił mnie argumentami ad personam, czyli oskarżeniami o brak wiedzy, uleganiu telewizyjnej propagandzie i indoktrynacji medialnej, ogólną głupotę, itp., i, zapewne dlatego, abym mogła nadrobić oczywiste braki w wykształceniu, radził mi, żebym oglądała mniej telewizji a bardziej używała rozumu.  Na koniec skonstatował, że powinnam się czuć zaszczycona, że w ogóle odpowiedział na taki durny list.

Kilka dni zastanawiałam się, czy odpowiedzieć czy zapomnieć, bo z natury mam niechęć do zużywania cennej energii nerwowej na błahostki.  W końcu poszłam na kompromis: odpowiem raz, a potem zapomnę, i tak też zrobiłam.  Odpisałam bardzo spokojnie, bezepitetowo  i logicznie, że przecież ten pan nie może wiedzieć ile mam o meritum naszego dyskursu wiadomości i dziwi mnie  jego napaść na moją osobę, bo co mu zawiniłam. Telewizję oglądam mniej więcej raz na miesiąc, a jeżeli uznał mój list za taki durny, to przecież nie musiał na niego odpowiadać.  Pan się zmitygował i przeprosił w odpowiedzi, przy okazji częstując mnie sporą porcją swoich opinii, na które już, zgodnie z planem, nie odpowiedziałam.

Ki diabeł mnie nakłonił do podjęcia dyskursu z takim gościem? Przecież mogłam była przewidzieć, co z tego wyjdzie, bo można było się domyślić, że to jakiś fanatyk.  Odnoszę wrażenie, że fanatyzm zaistniał w Polsce podczas mojej 39-cio letniej nieobecności.  Przedtem nie byłam go świadoma, choć jest nikła możliwość, że istniał, tylko tego nie zauważyłam w młodych latach, bo byłam zajęta własnymi sprawami.  Fanatyzmu jakiegokolwiek rodzaju zdecydowanie nie lubię, uważam, że, tak jak każda przesada, jest nie na miejscu a nawet może być bardzo szkodliwy (patrz Islam).

Jeżeli w Polsce jest duży procent fanatyków (a dokładnych wiadomości na ten temat nie posiadam), to czy grozi nam stan taki, jak w krajach muzułmańskich, gdzie głoszą śmierć ateistom?

5 komentarzy:

  1. Myślę, że niestety w naszym pięknym kraju fanatyzm się szerzy. I to fanatyzm wszelkich maści. Polak zawsze broni swoich poglądów jak niepodległości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie to mnie martwi! Niepodległości też bym broniła, ale mam nadzieję, że w trochę mniejszym zaślepieniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Antoni Relski10 maja 2013 00:13

    Dlatego mój blog ma podtytuł - wolny od polityki
    Nauczyłem się, że rodaka nie przekona się do zmiany swojego i sposobu myślenia, albo chociaż próby zrozumienia W takiej sytuacji można narobić sobie wrogów nawet wśród najbliższych.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie, moja rodzina jest podzielona politycznie, więc żeby zachowaćskądinnąd doskonałe stosunki, nie poruszamy tematów politycznych, a jak już się komuś coś wymsknie, to ci o odmiennych poglądach po prostu nie reagują.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie da się z fanatykiem skończyć rozmowy w dwóch pisemnych wiadomościach.
    Zastanowiłam się, jak jest z fanatyzmem na prowincji, gdzie mieszkam? Niby go nie widać, ale kto wie, gdyby zaistniał jakiś publicznie roztrząsany problem... Na wsi negują inność plotkami lub otwartymi, głośnymi kłótniami - jedna z moich dalszych sąsiadek jest fanatyczką swojego męża. Usilnie, metodycznie i bardzo głośno potępia wyimaginowane "zakusy" na swojego chłopa najbliższej sąsiadki (wszyscy są już parę lat na emeryturze).
    Mam nadzieję, że nie jest tak źle, ale Mój Mężczyzna ciągle mi powtarza, że lubię wierzyć w lepszą "wersję" rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...