środa, 6 marca 2013

Taniec

Oglądnęłam kilka dni temu  film „Poradnik pozytywnego myślenia”, za który Jennifer Lawrence zdobyła  ostatnio Oskara, i bardzo słusznie, grała doskonale.  Jennifer przypomina mi trochę z wyglądu Renee Zellweger, podobne rysy i mimika twarzy , ale chyba Jennifer jest trochę niższa i drobniejsza, choć na ekranie trudno porównywać, a osobiście nie miałam przyjemności żadnej poznać.  Ale nie o tym chcę napisać.  Ważnym wątkiem filmu był taniec  i to mi przypomniało jak bardzo lubię (albo raczej lubiłam, bo teraz już bardzo rzadko się to zdarza)  tańczyć.

Jeszcze do niedawna, będąc sama w domu, puszczałam jakąś ulubioną muzykę i tańczyłam sobie do woli, często przy okazji sprzątania czy gotowania, ale od kilku lat, nie wiem właściwie dlaczego, już tego nie robię, a szkoda.  Mój ostatni  taneczny „ występ”  godny jakiejkolwiek uwagi był kilka lat temu, na weselu koleżanki, której siostra prowadziła szkołę tańca.  Zaczęłam tańczyć sama, bo muzyka mnie porwała, a potem przypadkiem dołączył do mnie partner tej siostry.  Tańczył ze mną chwilę i widać było, że mój taniec mu zaimponował, na tyle, że w końcu zapytał: Kim jesteś?

Nigdy nie uczyłam się tańca, czego żałuję, bo pewnie podwoiłoby to moją przyjemność, ale zawsze miałam giętkie ciało, płynne ruchy, wyczucie rytmu i nastroju muzyki i, co najważniejsze w tańcach klasycznych,  łatwo poddawałam się prowadzeniu przez bardziej umiejętnego partnera.

Tak się składa, że mój mąż nie ma specjalnego talentu w tym kierunku, więc w ciągu naszego 41-letniego i nadal szczęśliwie trwającego małżeństwa nie natańczyliśmy się razem.  On też ma poczucie rytmu (mimo, że tzw. słoń nadepnął mu na ucho) i doskonale umie się wczuć w muzykę, więc czasem tańczymy,  ale główie na odległość, „bez trzymanki”, jak to się kiedyś mówiło o jeździe na rowerze bez trzymania kierownicy, czyli nie tango ani  walca, ale rock-and-rolla i inne małokontaktowe tańce. Nawet kilka razy zdarzyło nam się nienajgorzej odtańczyć rocka na pustym parkiecie, przed umiarkowanie zaciekawioną disco czy klubową klientelą.

Moim najlepszym partnerem do tańca był przez kilka lat o ok. 20-cia lat młodszy , samotny i nieśmiały kolega, który musiał się dobrze napić, żeby wejść na parkiet (ja zresztą też na całkiem trzeźwo nie umiem, potrzebuję czegoś dla kurażu i odrobinę pomocy w stosownym rozluźnieniu mięśni).  Przetańczyliśmy razem ze dwie zabawy  Sylwestrowe i może jeszcze parę tzw. prywatek, i za każdym razem oboje się świetnie bawiliśmy:  ja bardzo wyżywałam się w tańcu, a on chyba jeszcze bardziej, bo pokrzykiwał donośnie z radości w trakcie.  Niedawno spotkałam go znowu, po chyba 15-tu latach,  na imprezie z okazji 50-tych urodzin naszego wspólnego przyjaciela; zatańczyliśmy tylko raz, ale było tak, jakbyśmy to robili całe życie. Piękne!

Innym ulubionym partnerem był mój najbliższy przyjaciej z liceum. Ten wyniósł z dobrego domu znajomość tańca towarzyskiego, więc był świetny w klasycznych tańcach i umiał dobrze prowadzić.  Z nim też przetańczyłam wiele pięknych chwil.

Niestety, wszystko co dobre się kiedyś kończy. Po wielu latach palenia nie mam już tchu do energicznego tańczenia na dłuższą metę, chociaż ochota pozostała.  Kiedy niedawno koleżanka zaprosiła nas na koncert i bal, przyprowadzając ze sobą świetnie tańczącego kolegę, po jednym tańcu musiałam przez następny odpoczywać. W ogóle marnie mi szło, bo byłam zbyt spięta; wino, które w owym przybytku sprzedawano  było, mimo moich najlepszych chęci, nie do wypicia, o czym stali bywalcy musieli wiedzieć, bo zauważyłam tu i ówdzie przemycone własne trunki. Zespół nam przygrywający też musiał być dobrze zaopatrzony, bo im dalej w noc, tym częściej grajkowie robili przerwy, po których wyraźnie pogarszało się  ich granie.  Za to koncert był doskonały!

Fajnie by było jeszcze raz przetańczyć całą noc, ale raczej już mi to nie grozi.

 

1 komentarz:

  1. Doskonale rozumiem Twoją miłość do tańca, też uwielbiam to robić :) Niestety, od trzech lat, ze względu na chorobę, mogę tylko patrzeć, jak ktoś tańczy. W tańcu można wyrazić samego siebie, a to bardzo cudowne uczucie :)

    OdpowiedzUsuń

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...