piątek, 22 marca 2013

Oj, będzie mi, będzie!

Tytuł tego blogu jest z bardzo starego kawału, który pewnie wszyscy znacie, o chłopcu, który ukradkiem wyjadał dżem ze słoika  w spiżarni, rzewnie płacząc i powtarzając: Oj, będzie mi, będzie, jak mnie Pani Matula nakryją!, co mu zresztą w wyjadaniu bynajmniej nie przeszkadzało.

No, może to nie jest idealne skojarzenie, ale tak właśnie sobie dzisiaj myślałam, odśnieżając 25-metrowy wjazd. W innych okolicznościach nie podjęłabym się tego wysiłku, ale muszę jutro jechać do Mamy.  Na wjeździe leżała już gruba warstwa śniegu, od 20-tu do 30-tu centymetrów, a usłyszałam, że może spaść następne 20 cm, więc doszłam do wniosku, że muszę to zrobić, bo 50-ciu centymetrów samochodem w żaden sposób nie pokonam.

Do zadania byłam niezbyt przygotowana, bo to dopiero moja druga zima w Polsce po powrocie z Anglii, a na dodatek tę pierwszą spędziliśmy, z powodu generalnego remontu naszego mieszkania, na wsi u Mamy,  gdzie zawsze można znaleźć pomocników do odśnieżania, albo płatnych, albo choćby życzliwego sąsiada, bo takiego mamy szczęście mieć.

Pogoda była piękna, słoneczko świeciło, ale mrozik zdrowo mroził, więc ubrałam się w kalesony, spodnie, zimowe buty, kurtkę puchową, czapkę, rękawiczki baranie  i słoneczne okulary, i ruszyłam do boju. Na samym początku już zorientowałam się, że „letko” nie będzie: po pierwsze, po każdych czterech machnięciach szuflą musiałam chwilę łapać oddech, a po drugie, nie bardzo było gdzie ten śnieg odrzucać, bo z jednej strony gęste krzaki a z drugiej ścieżka.  Nic to, walczyłam dzielnie przez ok. dwie godziny i bitwę wygrałam!

Za to teraz bolą mnie mięśnie w krzyżu jak cholera.  W czasie pracy bolały mnie też całe ramiona, mięśnie brzucha  i głowa, ale to minęło. Wezmę na noc coś na ból, ale nie jestem pewna, czy uda mi się rano wstać z łóżka.

Wobec dzisiejszego doświadczenia konstatuję, że odśnieżanie to robota dla młodych, silnych mężczyzn, najlepiej takich, co chodzą na siłownię, a nie dla 63-letnich, osłabłych kobiet. I tak mam fart, bo, oprócz odkopywania schodków przed wejściem, co robił mąż, to było pierwsze, i mam nadzieję ostatnie, odśnieżanie tej zimy.

1 komentarz:

  1. U nas sobie od rana śnieżek prószy, jakby to był środek zimy, a nie wiosna. Odśnieżyłam schody, mąż wjazd do garażu, a co tam... :) Fajnie jest :)

    OdpowiedzUsuń

Adres emailowy nie będzie wyświetlany.

Wizyta

Dzisiaj na rogu mojej ulicy pojawił się Pan Premier, aby złożyć bukiet kwiatów pod tablicą upamiętniającą "Profesora Lecha Kaczyńskie...